Zwolennicy niektórych partii politycznych, pretendujących do miana prawicowych, mogą oczywiście oburzyć się po przeczytaniu tytułu. Mając jednak na uwadze klasyczne definicje prawicowości, musimy dojść do wniosku, iż po roku 1989 na polskiej scenie politycznej tak naprawdę nigdy nie działała faktycznie prawicowa partia.
Prawica nie może działać, gdyż jest planowo niszczona
Być może wyjątkiem (potwierdzającym regułę) mogłaby być Unia Polityki Realnej w swym początkowym okresie. Partia ta jednak nigdy nie odgrywała znaczącej roli, jako że w chwili, gdy miała szansę (podobnie zresztą jak i inne partie Janusza Korwina-Mikke) na przekroczenie 5-procentowego progu, jej lider – zazwyczaj swymi kontrowersyjnymi (by użyć eufemizmu) wypowiedziami – skutecznie obniżał jej notowania.
Tu dochodzimy do sedna sprawy. W ciągu ostatnich 30 lat nie powstała, a jeśli nawet, to szybko ulegała anihilacji, żadna formacja prawicowa. Twierdzenie to jest prawdziwe nawet wówczas, gdy rozszerzymy definicję prawicowości na ugrupowania częściowo prawicowe (np. tylko w sferze ekonomicznej – jak kolejne twory Korwina-Mikke, czy też wyłącznie politycznej/ ideologicznej – jak np. Ruch Odbudowy Polski).
Gdyby Korwin-Mikke zachowywał się racjonalnie (a przecież jest człowiekiem inteligentnym), to UPR mogłaby liczyć na poparcie więcej niż 15-20 procent wyborców. Korwin pożera swe dzieci polityczne albo ze względów „artystycznych” (bo lubi happeningi, a sam jest bardziej artystą niż politykiem), albo robi to celowo po to, by nie powstała silna partia prawicowa i to nawet teraz, gdy został nieco zneutralizowany przez swych partnerów w Konfederacji, która zamiast piąć się w górę, coraz bardziej traci poparcie, spadając w niektórych sondażach nawet poniżej 5 procent, patrz:
http://oburzeni.pl/dlaczego-spada-poparcie-dla-konfederacji/
Gdybyśmy spróbowali zrobić ranking polityków, którzy uchodzą za najbardziej prawicowych, na czele – obok Korina – znalazłby się na pewno Antoni Macierewicz, śp. Jan Olszewski czy Jarosław Kaczyński. Ci trzej ostatni bynajmniej nie ze względu na swe poglądy ekonomiczne (bliżej im bowiem do socjalizmu), lecz polityczne lub – jak kto woli – ideologiczne.
Choć Olszewski, Kaczyński czy Macierewicz zostaliby zapewne uznani przez Mieczysława Wilczka, ministra w komunistycznym rządzie Rakowskiego, autora „ustawy Wilczka” z 1988, za lewicowców, przyjmijmy dla potrzeb tego artykułu, że mieszczą się w polskim rozumieniu prawicy. Od naprawdę wolnego rynku oddaleni są o lata świetlne, lecz funkcjonują jako polska prawica ze względu na swoje rozumienie patriotyzmu, stosunek do interesu narodowego etc.
Co ciekawe, również oni robili lub robią wszystko, aby także i taka (ideologiczna) prawica nie odgrywała w Polsce żadnej roli. Antoni Macierewicz tak nieprofesjonalnie realizował tzw. „uchwałę lustracyjną” Sejmu w 1992 roku, iż sama idea lustracji została skompromitowana na długie lata, a rząd Olszewskiego, który miał szansę zrobić dużo dobrego dla Polski, musiał wkrótce upaść. Zaangażowani przez Macierewicza młodzi amatorzy w tej branży (pierwowzory Misiewicza) popełnili wystarczająco dużo merytorycznych błędów, by przeciwnicy lustracji mogli wówczas triumfować.
Także przygotowany 15 lat później dokument, zwany potocznie „Raportem Macierewicza”, dotyczący wojskowych służb specjalnych PRL i III RP, zawierał szkolne błędy, których z łatwością można było uniknąć, a które stały się później orężem przeciwników likwidacji WSI i prawicowej części sceny politycznej w Polsce.
Mało kto pamięta, iż w wyborach do Sejmu w roku 1997 pełnomocnikiem wyborczym Ruchu Odbudowy Polski był Antoni Macierewicz, który w ostatniej chwili, bez wiedzy Olszewskiego zmienił zatwierdzony już wcześniej przez lidera ROP układ kandydatów na listach wyborczych. Mimo, iż Olszewskiemu udało się jeszcze przywrócić pierwotny kształt list, ROP poniósł dotkliwą klęskę, nieznacznie tylko przekraczając 5-procentowy próg i wprowadzając do Sejmu zaledwie 6 posłów. Trzeba przypomnieć, iż przed akcją dywersyjną Macierewicza, Ruch Odbudowy Polski cieszył się poparciem ok. 17% ankietowanych.
Wkrótce doszło do kolejnego konfliktu wewnątrz grupy 6 posłów ROP, co skutkowało rozłamem w tej partii. Obok Macierewicza negatywną rolę odegrał Wojciech Włodarczyk, bliski współpracownik Olszewskiego, patrz np.: Marek Ciesielczyk: Samo-nie-rząd po galicyjsku, Tarnów 2000, str.197 – 2010.
Warto przypomnieć, iż głównym doradcą premiera Jana Olszewskiego był Zdzisław Najder, zdemaskowany później jako tajny współpracownik komunistycznej Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Zapalniczka”. W latach 80-tych Najder był dyrektorem sekcji polskiej Radia Wolna Europa, które w tym czasie było krytykowane przez część opozycji antykomunistycznej, patrz: Marek Ciesielczyk: „Radio Free Europe’s Discordant Voices”, w: LAISSEZ-FAIRE, nr 1, Londyn – Waszyngton, lato 1991, str. 48 – 53
patrz: http://www.marekciesielczyk.com/index.php?p=1_16
Zdzisław Najder – doradca premiera Olszewskiego, TW SB Zapalniczka, fot. Wikipedia
Jeśli przyjmiemy, iż na początku swego istnienia ruch Kukiza miał w pewnym stopniu cechy ugrupowania patriotycznie prawicowego (o ekonomii raczej nie było w nim mowy), moglibyśmy dostrzec pewne analogie w procesie jego niszczenia oraz wcześniejszej anihilacji UPR czy ROP. Kukiz w wyborach prezydenckich uzyskał ponad 20% głosów, by w następnych latach prawie całkowicie zniszczyć swe ugrupowanie. Prawą ręka muzycznego polityka był przez długi czas niejaki Dariusz Pitaś, dwukrotnie skazany za poważne przestępstwa, o czym Kukiz od początku był informowany. Mimo to Pitaś funkcjonował cały czas jako swego rodzaju „Wachowski Kukiza”, patrz: http://oburzeni.pl/tag/dariusz-pitas/
Czy PiS to prawica i czy przetrwa?
Przejdźmy jednak do czasów współczesnych. Ktoś może powiedzieć, iż teza postawiona tutaj na początku jest nieprawdziwa, gdyż to, czego nie udało się osiągnąć Korwinowi, Olszewskiemu czy Kukizowi, zrobił Jarosław Kaczyński, tworząc silną, rządzącą od 5 lat partię, która co prawda nie jest prawicą ekonomiczną (wprost przeciwnie), ale na pewno przez wielu Polaków postrzegana jest jako prawica ideologiczna, dla której ważne są wartości narodowe. Czy tak jest rzeczywiście i czy przypadkiem także i ta formacja polityczna nie jest niszczona od wewnątrz (bardziej nawet niż przez zewnętrznych jej wrogów)?
Regułą było, iż gdy w telewizji pojawiał się zbyt często Antoni Macierewicz, notowania PiS-u spadały. Wylansowanie przez Macierewicza Misiewicza, zaszkodziło PiS-owi w sposób wyjątkowy, a samo nazwisko Misiewicza będzie służyło historykom za symbol niekompetencji, nepotyzmu politycznego etc. Jak więc widać, i tym razem, Macierewicz odegrał podobną do tych wcześniejszych rolę destruktora.
Gdyby PiS prezentował się jako ugrupowanie liberalne, lewicowe, wyborcy na pewno nie mieliby za złe Kaczyńskiemu, iż swego czasu tuż przed wyborami w Sosnowcu (wiadomo więc dlaczego) chwalił Edwarda Gierka jako „komunistycznego patriotę polskiego”. Abstrahując od tego, czy można równocześnie być komunistą i polskim patriotą (sic!), nie można zapominać o „ścieżkach zdrowia” dla robotników protestujących przeciwko temu „komunistycznemu patriocie”, czy mordach politycznych za czasów panowania towarzysza Edwarda (np. zabójstwo Stanisława Pyjasa).
Czy wśród posłów PiS nie było lepszego kandydata na Przewodniczącego Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka Sejmu RP niż Stanisław Piotrowicz – b. członek egzekutywy PZPR w Prokuraturze Wojewódzkiej i Rejonowej w Krośnie, autor aktu oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji Antoniemu Pikulowi, „oskarżonemu o kolportaż wydawnictw drugiego obiegu. W treści aktu czytamy m.in.: ‘W świetle materiałów dowodowych wyjaśnienia oskarżonego nie brzmią przekonywająco. Dokonane ustalenia pozwalają stwierdzić, że Antoni Pikul, podczas obowiązywania stanu wojennego, dopuścił się przestępstwa […]. Skierowanie aktu oskarżenia przeciwko Antoniemu Pikulowi należy uznać za zasadne’”. Później zaś, czy nie było lepszego kandydata na sędziego Trybunału Konstytucyjnego niż prokurator PRL-u Stanisław Piotrowicz?
Czy nie można było znaleźć w prawie 40-milionowym narodzie lepszego kandydata na głównego komentatora wydarzeń politycznych w państwowej telewizji TVP, niż Marek Król – b. sekretarz Komitetu Centralnego PZPR w okresie dogorywania PRL-u?
Marek Król – w PRL-u sekretarz KC PZPR, w IV RP główny komentator w TVP, fot. TVP
Czy naprawdę nie ma bardziej utalentowanych dziennikarek, które mogłyby od rana do wieczora występować w TVP niż Magdalena Ogórek – kandydatka postkomunistycznego SLD na Prezydenta RP, (na którą zagłosowało zaledwie ok. 2% wyborców), wcześniej zatrudniona w klubie poselskim SLD, bliska współpracowniczka szefa SLD Grzegorza Napieralskiego, w 2011 kandydatka SLD do Sejmu?Magdalena Ogórek wczoraj z Kwaśniewskim, Napieralskim, Millerem, dzisiaj – z Kaczyńskim, fot. FB
Czy PiS nie miał lepszych kandydatów na ambasadora RP w Niemczech niż mąż prezes Trybunału Konstytucyjneg, Andrzej Przyłębski, „w latach 1979–1980 zarejestrowany jako tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa PRL o pseudonimie „Wolfgang” (nr rejestracyjny: KWMO Konin 3889/1979)”? cyt. za: Wikipedia.
Czy ławka rezerwowych Prawa i Sprawiedliwości jest naprawdę tak krótka, że Pełnomocnikiem Ministra Cyfryzacji ds. współpracy z administracją samorządową RP, został niejaki Krzysztof Głomb, z wykształcenia bodajże w pierwszej kolejności archeolog (?), który w latach 80-tych współpracował z jednym z lokalnych organów prasowych PZPR, obwieszczając na jego łamach kilka miesięcy po zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki: „ … wyprzedzając uchwałę IX Plenum KC PZPR… Referat skarg i wniosków Komitetu Wojewódzkiego PZPR wychodzi naprzeciw troskom i kłopotom wszystkich, którzy potrzebują pomocy. (…) Najważniejsze jest jednak poczucie społecznej służby i świadomość przywracania ludziom wiary w sprawiedliwość”. cyt za: Marek Ciesielczyk: Republika kartoflana – Polska wobec katastrofy polityczno-ekonomiczno-kulturowej, Chicago, K&K Publishing, 1997, str. 157 – 158.
Przedstawione tu kuriozalne decyzje personalne Prawa i Sprawiedliwości to tylko czubek przysłowiowej góry lodowej. W tzw. Polsce powiatowej, gdzie ludzie znają się doskonale, PiS zraża do siebie swych dotychczasowych lub potencjalnych zwolenników fatalną polityką personalną, kojarzącą się nie tylko z działaniem swego rodzaju partyjnego urzędu pracy dla krewnych i znajomych królika, ale także z zaprzeczeniem idei, które głosi.
Tzw. „afera starachowicka” w 2003 roku była początkiem końca SLD. Dzisiaj można się zastanawiać, czy „wałbrzyska afera taśmowa”, z której dowiedzieliśmy się, że działacze PiS to „tacy sami ludzie…jak ci w PO czy SLD …niczym się nie różnią i każdy jest pazerny, każdy by coś chciał…” – oznacza także początek końca formacji politycznej, która na swych sztandarach ma napis „Prawo i Sprawiedliwośc”?
Trudno powiedzieć, w jakim stopniu formacje pretendujące w Polsce do miana prawicowych (czyli prawych) są niszczone od wewnątrz przez podstawionych tam ludzi, a na ile ich rozkład ma charakter niezamierzonego, nieuświadomionego samozniszczenia? Jakby nie było, w Polsce prawicy albo po prostu nie ma, albo – jeśli już jakimś cudem zakiełkuje, szybko ulega demoralizacji, a przez to rozkładowi lub jest w wyrafinowany sposób niszczona przez różnego rodzaju agentów wpływu.
Być może, gdy zakończy się era PiS, na polskiej scenie politycznej pojawi się formacja, która będzie nie tylko faktycznie prawicowa, ale także autentycznie prawa.
Marek Ciesielczyk
tel. 601 255 849
dr.ciesielczyk@gmail.com