Elektrownia atomowa – zbawienie energetyczne czy przekleństwo?

sty 21, 2024 | Aktualności, Okręg nr 15 Tarnów

„Bolszewicy wiedzą lepiej, co leży w interesie klasy robotniczej”. – Włodzimierz Lenin

By zneutralizować zagrożenie wynikające z użycia torped przez okręty podwodne, wymyślono specjalne „wabiki”, to jest rodzaj przeciwtopedy, która „odciąga” wystrzeloną przez nieprzyjacielską łódź podwodną torpedę i kieruje ją na inny tor, chroniąc w ten sposób obiekt ataku.

Taktyka torpedy-wabika

Politycy, którzy nie mają żadnych istotnych propozycji dla wyborców, stosują „wabiki” słowne, który odwracają uwagę elektoratu od problemów zasadniczych i koncentrują na tym, co jest albo drugo- czy trzeciorzędną sprawą lub często rzeczą niemożliwą wprost do realizacji przez „wabikogennego” polityka.
Często mamy do czynienia z tego typu taktyką w wyborach samorządowych, gdy kandydat na wójta gminy czy prezydenta miasta lub radnego nie ma nic konkretnego do powiedzenia, więc tworzy miraże polityczne, usiłując oszukać wyborców. Gdy kandydat na radnego na przykład proponuje wybudować w swej gminie kosmodrom, który zapewni mieszkańcom nowe, dobrze płatne miejsca pracy, zamiast przedstawić plan jej oddłużenia, możemy mówić, iż wystrzeliwuje swego rodzaju polityczną torpedę-wabika, która ma odwrócić uwagę wyborców od jego niekompetencji.    

Czy atom uratuje gminę przed upadkiem?

W 100-tysięcznym Tarnowie (w Małopolsce), który zajmuje przedostatnie miejsce na ekonomicznej liście rankingowej 66 miast polskich na prawach powiatu i której autorem jest  Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, od 30 lat sprawujący władzę prezydenci i radni systematycznie pogarszają sytuację tego grodu zarówno poprzez swą nieodpowiedzialną  politykę finansową jak i absolutny brak pomysłów na wyjście z dołka ekonomicznego. Gdy do tego dodamy coraz gorszy wizerunek miasta, odstraszający od niego potencjalnych inwestorów (niedawno jeden z prezydentów został skazany za korupcję, a jego następca 5 razy z rzędu nie otrzymał wotum zaufania od radnych!), mamy obraz tarnowskiej tragedii samorządowej, patrz np.:

https://www.youtube.com/watch?v=41UiYOG5Zdg

lub tutaj:
https://www.tarnowska.tv/artykul/17939,prawde-mowiac-odc-8-czy-tarnow-stoi-na-skraju-bankructwa

Dwa miesiące przed wyborami samorządowymi pojawiła się (jak zwykle to zresztą bywa) kolejna polityczna torpeda-zmyłka – jeden z kandydatów na radnego ugrupowania Krzysztofa Rodaka usiłującego zostać prezydentem Tarnowa, zaproponował budowę w tym mieście modułowego reaktora jądrowego ( SMR). Jest rzeczą oczywistą, iż nawet gdyby został radnym, a jego  pryncypał polityczny – prezydentem miasta, ani jeden, ani drugi nie byliby w stanie zrealizować takiego projektu. Równie dobrze mogliby obiecywać wyborcom tarnowskim stworzenie np. amerykańskiej bazy wojskowej z  rakietami wyposażonymi w głowice jądrowe lub polskiego Las Vegas. Jest to oczywiście sprytna taktyka odwracania uwagi od rzeczy, które można (a nawet należy) zrealizować i to jak najszybciej (choćby ze względu na gwałtowny upadek miasta). Gdyby nawet ci wspomniani wyżej kandydaci na samorządowców byli jednak w stanie zrealizować swoje „obietnice”, nastąpiłoby to za wiele lat, gdy Tarnów rozpadłby się już do reszty.

Lobby proatomowe wie lepiej?

Korzyści wynikające z budowy elektrowni jądrowej są oczywiste i chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że takowe plusy faktycznie mogą wydawać się zachętą do pójścia w kierunku atomu – czysta energia, znacznie niższy koszt jej wytworzenia etc.

Niepokojącym jednak jest nie tylko przemilczanie lub bagatelizowanie przez lobby proatomowe negatywnych stron tej  technologii, ale przede wszystkim negowanie konieczności nie tyle tzw. konsultacji społecznych (które zazwyczaj mają fikcyjny charakter – w Tarnowie, w którym prezydent nikogo nie pyta o zdanie, powstało – jak na ironię „Centrum dialogu”!), lecz uzyskanie od lokalnej społeczności precyzyjnej odpowiedzi w drodze referendum, czy zgadza się ona na budowę elektrowni atomowej w swej gminie. Gdy rozpoczęła się w Internecie debata na temat atomu w Tarnowie, najgorętszymi zwolennikami budowy elektrowni jadrowej w tym mieście okazali się mieszkańcy Krakowa, Katowic czy Gorlic (sic!).    

Jednym z argumentów lobby proatomowego w Polsce jest to, iż w ostatnich latach (zapewne ze strachu przed skutkami kryzysu energetycznego) liczba zwolenników budowy elektrowni jądrowych przewyższyła liczbę przeciwników. Trzeba jednak zauważyć w tym miejscu, że po pierwsze – większość sondaży była przeprowadzana metodą CAWI (Computer Assisted Web Interview), opartą na ankiecie dostarczonej respondentowi za pomocą linka w panelu lub na stronie internetowej, jako że jest po prostu najbardziej ekonomicznym sposobem zbierania danych ankietowych (nie wymaga ankieterów, urządzeń, ani dodatkowych narzędzi etc.), ale pomija pewną  część grup społecznych,  a po drugie – w sondażach takich zadawano pytanie, czy jesteś za budową elektrowni jądrowej w Polsce, a nie w Twojej gminie / mieście / powiecie.

Lobby proatomowe zdaje sobie doskonale sprawę, iż wynik sondażu byłby zupełnie inny, gdyby np. mieszkańców Tarnowa zapytano, czy chciałbyś, aby w Twoim mieście powstała elektrownia jądrowa. Zapewne w referendum lokalnym wynik dla atomu byłby jeszcze mniej korzystny. Dlatego lobby proatomowe albo w ogóle nie mówi o tego typu referendum lokalnym, albo jest mu przeciwne. Stąd wzięło się motto tego artykułu. Znaczna część zwolenników budowy elektrowni atomowych zdaje się wiedzieć lepiej, co jest dobre, a co nie dla obywateli, podobnie jak kiedyś Lenin i jego towarzysze z partii bolszewickiej.

Warto śledzić protesty antyatomowe Polaków nad Bałtykiem, gdzie ma powstać pierwsza polska elektrownia jądrowa i gdzie władza nigdy nie miała odwagi przeprowadzić referendum lokalnego w tej sprawie, patrz:
https://www.facebook.com/NIEdlaATOMUwLUBIATOWIEgm.Choczewo/

Zauważyć należy, iż fikcyjny charakter referendum w Polsce jest jednym z zasadniczych powodów (obok „najgłupszej na świecie ordynacji wyborczej”,  jak mawiał profesor Zbigniew Brzeziński), dla których państwo polskie po 1989 roku nazwać można z czystym sumieniem „semidemokracją” (profesor Mirosław Matyja), patrz:
https://www.tarnowska.tv/artykul/17544,prawde-mowiac-odc-1-kraj-w-ktorym-38-51-zas-5000-to-wiecej-niz-10000

Czy opłaca się inwestować w atom?

Największymi zwolennikami budowy elektrowni jądrowych w Polsce, w tym SMR (małe  reaktory) były dotychczas państwowe spółki, np. ORLEN czy KGHM. W związku z postawieniem na głowie dotychczasowej polityki centralnej (lub jak chcą inni – na nogach), patrz:
https://www.tarnowska.tv/artykul/18132,prawde-mowiac-odc-11-czy-jestesmy-swiadkami-rozkladu-panstwa-polskiego

stosunek rządu centralnego także do tego typu pomysłów może ulec istotnej zmianie?

Za przygotowanie w Polsce technologii MMR i SMR (mikro i małych reaktorów jądrowych) odpowiedzialna jest spółka ORLEN Synthos Green Energy, która obwieszcza: „To jedna z najbardziej efektywnych, najtańszych i bezpiecznych technologii produkcji energii….

SMR mogą stanowić bezemisyjną alternatywę dla obecnych aktywów energetycznych Grupy ORLEN”.  Jako zasadniczy plus takiej technologii uznaje się niski koszt produkcji energii: „Szacowany koszt produkcji 1 MWh energii elektrycznej będzie docelowo o około 30 proc. niższy niż w przypadku energii z gazu”. Inną zaletą, słusznie eksponowaną przez ORLEN jest kolosalna redukcja/likwidacja emisji dwutlenku węgla.

Zwolennicy atomu zwracają uwagę, iż dzisiejsza technologia pozwala uniknąć zagrożeń, z jakimi mieliśmy do czynienia w przypadku ukraińskiego Czarnobyla (1986) czy japońskiej Fukushimy (2011).

Tę sielankę PR-owską zaburzyły jednak niedawne wydarzenia związane z aktywnością atomową innej państwowej spółki KGHM, a dokładniej mówiąc problemy amerykańskiej firmy NuScale, która miała wybudować atomówkę we współpracy właśnie z tą państwową spółką.

Okazało się, że NuScale nie wybuduje swoich SMR w stanie Utah ze względu na rosnące koszty. Przekreśliło to także projekty małego atomu w Polsce, patrz:
https://energia.rp.pl/atom/art39381261-koniec-marzen-kghm-o-malym-atomie-w-usa-lawinowo-rosna-koszty-inwestycji

oraz:
https://energia.rp.pl/atom/art39384201-fiasko-malego-atomu-dla-kghm-amerykanie-mieli-wypowiedziec-umowe

Pod koniec ubiegłego roku amerykańska firma wypowiedziała umowę KGHM.  Amerykanie oświadczyli, iż docelowa cena energii z takiej atomówki wyniesie 89 dolarów za MWh, co stanowi wzrost o 53% w porównaniu z poprzednimi szacunkami. Prysnął więc mit o rzekomo taniej energii z tego typu źródła. „Wydarzenie to zachwiało nadziejami na renesans energetyki jądrowej w USA” stwierdza Liam Denning, publicysta Bloomberga. Polskie lobby proatomowe traci więc w ten sposób najbardziej przekonywujący argument, bo dotyczący niskich kosztów produkcji takiej energii. „Według niedawnej analizy Benta Flyvberga, duńskiego profesora specjalizującego się w badaniu tzw. megaprojektów, średnio tego typu przedsięwzięcia przekraczają pierwotnie planowane budżety o 120 proc.”

Trzeba uczciwie powiedzieć, że jakkolwiek elektrownie atomowe odznaczają się wieloma plusami, to jednak wady tej technologii mogą do niej zniechęcić, np.:

– budowa atomówki jest niesamowicie kosztowna, np. pierwsza taka elektrownia  w Polsce ma kosztować ok. 50 miliardów złotych (to jest równowartość budżetu miasta Tarnowa w ciągu półwiecza!), jeśli w ogóle, to pierwsza atomówka w Polsce zacznie działać dopiero za 10 lat, 

– ok. 300-letni okres radioaktywności odpadów z elektrowni atomowych,

– Polska nie ma własnych złóż uranu, a jego cena gwałtownie rośnie, zaś zasoby uranu wyczerpują się,

– w dzisiejszych czasach nie można wykluczyć (niestety także w Polsce)  zagrożenia atakami terrorystycznymi,

– dodatkowym kosztem będzie wieloletnie kształcenie kadry obsługującej elektrownię jądrową,

– powstające w procesie wytwarzania energii jądrowej niebezpieczne odpady radioaktywne  muszą zostać odpowiednio zutylizowane ze względu na możliwość skażenia wód, powietrza i gleby w rejonie ich składowania,

– konieczna jest ciągła praca reaktora ze względu na nieopłacalność jego wygaszenia i ponownego uruchomienia,

– ewentualna likwidacja elektrowni jądrowej jest bardzo kosztowna,

– mimo zapewnień o doskonałej technologii zawsze istnieje zagrożenie katastrofą, której skutki będą wyjątkowo tragiczne dla obszaru, gdzie wybudowana zostanie atomówka, może dojść do skażenia, które utrzyma się przez długi okres czasu.


Dotychczas doszło do około 100 awarii i wypadków:

Najbardziej tragiczna w skutkach była oczywiście awaria w elektrowni  w Czarnobylu na Ukrainie w roku 1986, podczas której doszło do uwolnienia do atmosfery 190 tys. ton materiałów radioaktywnych. Groźna była także katastrofa w Czelabińsku w roku 1957, gdzie zawiódł system chłodzenia reaktorów, a skażenie przewyższało 20 razy skażenie czarnobylskie. W roku 1957 miała miejsce awaria w miejscowości Windscale w Wielkiej

Brytanii, którą próbowano zatuszować. Inne poważne awarie to m.in.:  stopienie reaktora w Three Mile Island (USA, 1979), skażenie i napromieniowane ludności w Goiânii (Brazylia, 1987), awarie wojskowego reaktora w Idaho (USA, 1961), w Leningradzie (1975),  Bałakowie ( ZSRS, 1985), USA (Oklahoma, 1986), we Francji (1992), w Japonii (1999, 2004, 2011) – najbardziej groźna awaria reaktorów Fukushima (2011) wskutek trzęsienia ziemi i tsunami, patrz:
https://swiadomieoatomie.pl/Energetyka-jadrowa/Kompendium-wiedzy/Bezpieczenstwo/Awarie-w-elektrowniach-jadrowych

Nie należy także zapominać o ciągle istniejącym zagrożeniu eksplozją w największej elektrowni jądrowej w Europie – w ukraińskim Zaporożu, jeśli Putin posunąłby się do jakiegoś aktu terroru. Skażeniem zagrożona byłaby wówczas bardzo duża część Europy, w tym Polska.

Inne zagrożenia wynikające z funkcjonowania elektrowni jądrowych widzi Ralf Fucks, członek zarządu Fundacji im. Bolla:

„Wraz z rozwojem energetyki jądrowej rośnie konieczność budowy odpowiednich instalacji przerobu oraz reaktorów prędkich powielających, potrzebnych do produkcji paliwa jądrowego. Oznacza to wejście w cykl plutonu i tym samym powstanie ogromnych ilości materiałów rozszczepialnych, które mogą być łatwo użyte do produkcji bomby – taka wizja to prawdziwy horror! (…)  Energia atomowa nie sprawdza się jako postulowana strategia tymczasowa w okresie wchodzenia w erę wykorzystania energii słonecznej.”, patrz:
https://pl.boell.org/pl/2014/02/24/systemy-na-rzecz-zmian-energia-jadrowa-kontra-efektywnosc-energetyczna-i-zrodla

Można z różnych powodów nie lubić Niemców, ale na pewno nie można im zarzucić, że nie dbają (często aż przesadnie i to kosztem innych) o interes własnego narodu. Nie można także zarzucić im głupoty. Dlaczego wycofali się z atomu? Lobby proatomowe w Polsce ma oczywiście wiele teorii na ten temat. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”,  nie można nie dojść do wniosku, iż to jednak Niemcy mają rację w tej sprawie. Gdyby jednak jakaś część mieszkańców polskiego miasta, gminy, powiatu doszła do wniosku, że jest inaczej i opłaca się wybudować na ich terytorium elektrownię atomową, to ostateczna decyzja w tej sprawie powinna zapaść w drodze referendum lokalnego, a nie w wyniku decyzji jakiejś wąskiej grupy trzymającej władzę w danym miejscu i czasie, zwłaszcza gdyby taka decyzja wynikała z czegoś, co kiedyś określano mianem „bodźców materialnego zainteresowania”.

Marek Ciesielczyk

Studiował matematykę i filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim, tytuł doktora uzyskał na Uniwersytecie w Monachium, pracował m.in. jako wykładowca w University of Illinois w Chicago, był Fellow w European University Institute we Florencji, swoje wykłady przedstawiał m.in. w uniwersytetach Berkeley, Stanford w USA czy London School of Economics and Political Science w UK,  od pięciu kadencji jest niezależnym radnym Rady Miejskiej w Tarnowie,

kontakt: dr.ciesielczyk@gmail.com, tel. 601 255 849