W niedzielę, 27 czerwca w Katowicach – w uroczej Rybaczówce – odbyła się Śląska Konwencja Antypartii, ugrupowania, które choć formalnie jest partią, ma tylko jedną jej cechę – jest zarejestrowane. Wszystkie pozostałe atrybuty tej formacji politycznej mają charakter antypartyjny.
Relacja filmowa ze spotkania:
Na katowickim spotkaniu, które zorganizował Wiceprzewodniczący Antypartii Krzysztof Wartak i w którym wzięło udział jej kilkudziesięciu działaczy ze Śląska i Zagłębia, podkreślano, iż mimo, że Antypartia została zarejestrowana 5 miesięcy temu, ma już swoje struktury we wszystkich 41 okręgach wyborczych (prawie we wszystkich powiatach na Śląsku i w Zagłębiu). W Polsce jest już ok. pół tysiąca osób zaangażowanych w ten projekt polityczny.
W odróżnieniu od innych partii nie ma wodza, a zarząd centralny odgrywa rolę drugorzędną. Antypartią kieruje Rada 41 koordynatorów, wybranych bezpośrednio przez działaczy lokalnych we wszystkich okręgach wyborczych. Okręgi te cieszą się całkowitą autonomią. Samodzielnie będą w drodze prawyborów konstruować listy wyborcze. Statut Antypartii zakazuje startu w wyborach tzw. „spadochroniarzy”, czyli osób nie mieszkających w danym okręgu.
Co więcej, nie trzeba zapisywać się do Antypattii, by mieć takie same prawa jak jej członkowie. Także sympatyk może być członkiem najważniejszego ciała – Rady Koordynatorów, może kandydować z listy Antypartii.
Ugrupowanie domaga się likwidacji subwencji partyjnych, likwidacji immunitetu poselskiego, wprowadzenia możliwości odwoływania posła w czasie kadencji w drodze referendum, zniesienia frekwencyjnego progu ważności referendum i bezwzględnego respektowania przez władze wyniku każdego referendum. Antypartia chce, by poseł mógł zasiadać w Sejmie tylko dwie kadencje i by jego wynagrodzenie było obniżone dwukrotnie – do średniej krajowej. Kandydaci Antypartii do Sejmu będą musieli złożyć tzw. przyrzeczenie publiczne – według artykułu 919 kodeksu cywilnego. Jeśli złamią jakąś obietnicę przedwyborczą, będą musieli zapłacić każdemu wyborcy 1.000 zł.
„Najgłupszą na świecie polską ordynację wyborczą” – jak mawiał profesor Zbigniew Brzeziński – musi zastąpić ordynacja większościowa z JOW-ami, która w końcu da wszystkim obywatelom prawo do startu w wyborach. Teraz Polska – zdaniem Antypartii – jest semidemokracją – jak mówi profesor Matyja ze Szwajcarii, gdyż referendum jest fikcją, a obywatele pozbawieni są biernego prawa wyborczego. Teraz to wódz partyjny decyduje, kto i na jakim miejscu na liście może kandydować.
Zebrani w Katowicach śląscy i zagłebiowscy działacze Antypartii zapewniali, iż w odróżnieniu od PO i PiS-u Antypartia faktycznie przekształci obecny wymiar niesprawiedliwości w system gwarantujący sprawne i sprawiedliwe funkcjonowanie policji, prokuratury i sądów.
Zaprezentowany już na stronie internetowej Antypartii gabinet jej ekspertów opracował program reform ekonomicznych – podobny do tego, który swego czasu doprowadził do dobrobytu obywateli Irlandii, Nowej Zelandii czy Singapuru, który ma zapewnić Polakom w ciągu 5-7 lat 2-krotny wzrost wynagrodzeń. Antypartia chce zlikwidować partyjne koryta w postaci zarządów spółek państwowych, urzędów wojewódzki oraz starostw powiatowych. Dlatego zapowiada podobną do nowozelandzkiej komercjalizację większości spółek państwowych, likwidację jedynej na świecie podwójnej administracji regionalnej (wojewódzkiej) oraz 380 powiatów, które także stanowią rancza partyjne.
W Katowicach podkreślano także, iż koniecznym jest, by wielomilionowa Polonia mogła mieć kilku swoich posłów (tak jak włoska emigracja).
W następnych 2-3 miesiącach odbędą się podobne konwencje we wszystkich 41 okręgach wyborczych na terenie całej Polski.
Spotkanie w Katowicach, w sielankowej Rybaczówce